niedziela, 28 czerwca 2009

I'm feeling lucky

Głównym zmartwieniem związanym z wyjazdem do Londynu był brak pianina, na którym można by ćwiczyć. Więcej niż połowę dni ostatniego roku udawało mi się grać około godziny dziennie. Miesiąc odwyku byłby co najmniej niekorzystny.

W takich okolicznościach usłyszałem o tej akcji.

wtorek, 2 czerwca 2009

Finlandia

Kasia jest w Finlandii i zasuwa jak szalona. Znalazłem na stronie wielkiego wyścigu embeda z jej zdjęciami. Można nawet zostawić komentarz, ale niestety, moderatorzy uznali, że mój się nie nadaje.

Jeśli chodzi o pianino (które ma być głównym tematem na blogu), to od jakiegoś miesiąca ćwiczę bardzo ciekawą etiudkę na zasuwanie po klawiaturze. Może uda mi się nagrać wkrótce. Oprócz tego, Sonatka księżycowa przeczytana już do końca teraz zaczyna się przygotowywanie "na czysto", co - jak się spodziewam - może zająć więcej, niż samo jej przeczytanie.

środa, 20 maja 2009

Wielki wyścig trójki



Poznajcie Kasię. Kasia studiuje fizykę we Wrocławiu i jest najbardziej pozytywnie zakręconą osobą na świecie. Jak się okazuje, możemy pomóc jej spełnić marzenie. Reszty póki co nie mogę napisać. Słuchajcie jutro trójki o 9 rano.

UPDATE: Oczywiście chodzi o konkurs wielki wyścig. Kasia będzie mówić o 10:20. Głosowanie przebiega smsowo, ale numerek Kasi podadzą dopiero wtedy, kiedy się pojawi na antenie.

UPDATE2: Już wiem, sms na numer 7360 z imieniem "Katarzyna" (od piątku "wwKatarzyna" - patrz UPDATE4).

UPDATE3: http://www.polskieradio.pl/trojka/wielkiwyscig/

UPDATE4: od piątku tekst smsa ma brzmieć "wwKatarzyna". Myślę że jeśli ktoś wysłał po prostu "Katarzyna" to też przejdzie. Prawdopodobnie chcą odróżnić głosy z tego konkursu, bo używają numeru również do innych gier.

UPDATE5: To ja jeszcze podziękuję ludziom, którzy zaangażowali się w akcję. Dzięki Stefanie i Borze. Wyniki już za 4 dni...

UPDATE6: Kasia się dostała!


polskieradio.pl/trojka/wielkiwyscig:
Wielki Wyścig to doroczna akcja Radiowej Trójki. W tym roku odbędzie się jej szósta edycja. Do Wielkiego Wyścigu zgłaszają się słuchacze wysyłając smsa. Następnie wyłanianych jest sześciu półfinalistów, którzy prezentują się na antenie w audycji Tu Baron. Słuchacze głosują na tych uczestników, których prezentacje wydały się dla nich najciekawsze. Trzy osoby, które uzyskają największą liczbę głosów zostają finalistami Wielkiego Wyścigu. Finaliści udają się w zagadkowe miejsce, gdzieś w Europie. Ich celem jest jak najszybsze dotarcie z miejsca startu do Siedziby Radiowej Trójki. Po drodze uczestnicy muszą wykonać zadania, a podróżować mogą jedynie niepłatnymi środkami transportu

poniedziałek, 18 maja 2009

A jednak są

Znalazłem w końcu wykłady o których pisałem wcześniej. Nikt ich nie usunął - żyją na google video i mają się dobrze.

Muzio Clementi


Czyli człowiek, który odkrył fortepian dla sobie współczesnych. Jeśli coś można z tym instrumentem zrobić, to ten gość to zrobił. Koncertował, komponował, wydawał nuty a nawet produkował te instrumenty i eksperymentował, aby uzyskać ciekawszą barwę. Zapomniany aż do XX w., kiedy jego twórczość przypomniał Vladimir Horowitz.
Widocznie jednak, te lata zrobiły swoje, bo mi jego nazwisko do niedawna nic nie mówiło.
A tutaj jest artykuł na wikipedii.

środa, 13 maja 2009

Bleibet w całości

Taaaa... w bólach urodziło się to nagranie. Ciągle rytm szwankuje, brakuje legata (!) w zbyt wielu momentach, ale jest przynajmniej od początku do końca (uproszczonej wersji, heh).



Pierwszy kawałek nagrany na nowym pianinie. Stąd barwa organów kościelnych, które świetnie pasują do tego utworu. Z tego samego powodu nie słychać klawiszy - nagrałem najpierw na instrumencie, a potem tylko odtworzyłem żeby nagrać na komputer.

poniedziałek, 11 maja 2009

Kim u diabła był Leopold Szmaragd?

Czyli autor tekstu do utworu "Ty albo żadna" z płyty Tata 2. Człowiek jest nieguglowalny, co zaskakuje, wziąwszy pod uwagę to co robił w życiu. Naprawdę nazywał się Ludwik Sonnenschein (światło słoneczne?). Ukończył Wyższą Szkołę Handlową i Wyższą Szkołę Dziennikarską. Jest autorem wierszy i tekstów piosenek, w tym wielu szlagierów. Ciekawa historia zaczyna się po rozpoczęciu wojny, kiedy ochotniczo wstąpił do armii brytyjskiej i wylądował w... wywiadzie (zmienił wtedy nazwisko na Larry Bradley). Po wojnie założył w Londynie ekskluzywny klub brydżowy. Odwiedził Polskę jeszcze raz, jako reprezentant UK w turnieju brydżowym. Zmarł w 1997. Po dokładniejsze informacje odsyłam do monumentalnej monografii "Syrena Record - pierwsza polska wytwórnia fonograficzna" autorstwa Tomasza Lerskiego.

UPDATE: Od czasu opublikowania tego posta, nieco już się zmieniło w polskim Internecie: tutaj notka na bilbiotekapiosenki.pl.

wtorek, 28 kwietnia 2009

Gabrysia

Jeśli jeszcze jej nie znacie, zazdroszczę frajdy poznawania. Oto jeden z ważniejszych powodów dla których zabrałem się za pianino.

Burma Shave

Prace nad sonatą księżycową uległy zawieszeniu jakieś 2 tygodnie temu. Nie, żebym nie miał czesu, nie żebym nie ćwiczył. Po prostu ćwiczenie nic - NIC mi nie dawało. Okazało się, że złapałem się w dwie standardowe pułapki.

Pierwsza: wszystko naraz. W księżycowej współgrają trzy głosy: oktawki w basach, triole w prawej ręce i główny głos małymi paluszkami prawej. Za cholerę nie zapamięta się tego wszystkiego naraz. Analiza każdego głosu z osobna pozwala dostrzec jakieś wzory i - w konsekwencji - zapamiętać całość (a swoją drogą, docenić geniusz skubańca, który to napisał). Drugi błąd: po przeczytaniu taktu, albo dwóch, jedyne, na co człowiek ma ochotę jest nie patrzeć na to, a - niestety - dopiero po dwóch, trzech przeczytaniach nut, coś zapamiętuję.

Oczywiście, doskonale wiedziałem i o jednym i o drugim. Ale nadal musiałem uzyskać przekonanie, że to one właśnie powodują zastój (a to właśnie powiedziano mi na lekcji). Po kontynuowaniu ćwiczeń ze świadomością tych dwóch tendencji i nieustanną walką z samym sobą (ajaj, jak to patetycznie brzmi, ale faktycznie, to jest najbardziej męczące) w ciągu dwóch dni ruszyłem o półtora strony do przodu (przedtem zatrzymałem się na połowie pierwszej).

A w sprawie tytułu posta: Burma Shave jest marką pianki do golenia popularną swego czasu w stanach. Tym, co sprawiło, że jest obecna w popkulturze, jest jej wieloletnia kompania reklamowa. Reklamowano ją przy pomocy wierszy ustawianych po jednym wersie wzdłuż dróg. Mniej więcej tak jak tutaj. Kompania trwała kilkadziesiąt lat i doczekała się wielu naśladowców (w tym polityków - kompania tego typu nazywa się nawet Burma Shaving). Wiersze po jakimś czasie zaczęły namawiać do bezpiecznej jazdy, co jest już jakimś ewenementem w reklamach :)

W każdym razie: lata później kompania zainspirowała Toma Waitsa do napisania utworu pod właśnie takim tytułem.

poniedziałek, 23 marca 2009

omg

Nie wiem czy jestem w stanie wytrzymać świadomość, że nigdy nie będę potrafił tego zagrać :(

poniedziałek, 16 marca 2009

Półtora miesiąca później

No dobrze. Bleibet idzie już całkiem płynnie, choć nadal jest jeszcze daleeeeeeeeeko od gotowego. Następnym razem będę musiał nagrać większy fragment, bo ten krótki wedł całkiem fajnie za pierwszym podejściem (właściwie, to wszystkie pozostałe próby były gorsze ;P).

piątek, 20 lutego 2009

Haha!

Po godzinie nieustannego łojenia, w końcu udało mi się zagrać w sposób nie wywołujący odruchu wymiotnego! W nagraniu ewidentnie słychać wkurzonego amatora, ale coż, właśnie nim jestem.

czwartek, 29 stycznia 2009

Tydzień później

Aktualny stan Bleibet. Żeby nie było: to jest tylko fragment, który mi najlepiej wychodzi, a i tak musiałem zrobić kilka podejść, żeby zagrać bez rażących błędów. Potem zaczyna się kilka akordów pod rząd, których za cholerę nie mogę zagrać ładnie. Zawsze się albo rozjeżdża, albo za głośno, albo za cicho, albo zapomnę o jakimś dźwięku, albo druga ręka się pomyli, albo nie trafię. Ciężko jest... :P



Chociaż z drugiej strony: wyszło dużo lepiej niż tydzień temu. Udało mi się uniknąć na początku zbyt częstego akcentowania, ale po paru taktach wszystko wraca do normy :]

wtorek, 27 stycznia 2009

Wstęp do teorii ćwiczeń

Wygląda na to, że słowo "ćwiczenie" jest jednym z tych, które z sukcesami unikały zdefiniowania. Nie szukałem zbyt długo, ale fakt, że polska wikipedia jest pozbawiona tego hasła świadczy, że postrzegamy go jako "pojęcia".

A może warto. Moje podejście do zdefiniowania ćwiczenia brzmi mniej więcej tak: "Dowolna czynność, której celem jest nabycie lub rozwinięcie jakiejś umiejętności". Innymi słowy: to, co czyni czynność ćwiczeniem jest właśnie cel. Jeśli podczas ćwiczenia nie rozwinęliśmy żadnej umiejętności, mogliśmy równie dobrze nie ćwiczyć.

Idąc dalej tym tropem można popatrzyć na ćwiczenie jak na inwestycję. Poświęcamy czas, który mogliśmy zużyć na coś innego, w zamian otrzymując wartość jaką jest umiejętność. Żeby w tej transakcji wyjść na swoje wypadałoby "nabyć" ową umiejętność za jak najmniejszą cenę, inaczej mówiąc: ćwiczyć szybciej.

Co stanowi główny problem mojej wymyślonej naprędce i hucznie nazwanej teorii ćwiczeń: Jak zmaksymalizować efektywność ćwiczenia?

Okej, idziemy dalej. Żeby naszą efektywność zmaksymalizować wypadałoby mieć sposób jej zmierzenia. Oczywiście, nie ma tutaj ustalonych miar i chyba najlepszym sposobem jest po każdej sesji ćwiczeń zadanie sobie pytania: jak oceniam jej efektywność w zadanej skali? (sorry za liczby, ale chcemy mierzyć, nie?).

Teraz wymyślmy sobie skalę. Żeby uniknąć wrażliwości ocen na nastrój zadanego dnia, obiecującym sposobem jest zadanie sobie celu na początku ćwiczenia, odpowiedzenie na pytanie: "co chcę osiągnąć w ciągu najbliższych 30min?". Oczywiście, ciężko jest wyestymować czas, jaki zajmie nauczenie się czegoś, ale wraz z doświadczeniem, "wyceny" powinny być coraz stabilniejsze (tzn. niekoniecznie dokładne, ale zmierzające do jakiegoś stałego ułamka - to jest wiedza z metodologii programowania, dużo by opowiadać).

Wnioski. Od dzisiaj, po każdym ćwiczeniu zapisuję czas ćwiczenia, moje z niego zadowolenie i inne czynniki, które mogą wpłynąć na efekt końcowy (czas od ostatniego ćwiczenia, nastrój, pogoda, zmęczenie fizyczne i psychiczne; swoją drogą ciekawe jak to będzie codziennie oceniać swoje samopoczucie z skali od 1 do 10). Po jakimś miesiącu takich badań podzielę się wnioskami.

P.S. A za 10 lat zacznę pisać self-helpy :D

wtorek, 20 stycznia 2009

No jest

Spóźnione, bo miało być do końca tygodnia, i oczywiście bida z nędzą, ale zaczyna to przypominać muzykę.
W tym tygodniu lekcja odwołana, będzie więcej czasu na ćwiczenie.

wtorek, 13 stycznia 2009

The Entertainer

Scotta Joplina. Następny na celowniku. To nie znaczy w żadnym razie, że poprzednie dwa już opanowałem. Niestety - one wciąż się jeszcze nie nadają do publikacji. Inna sprawa, że w założeniu, mam móc wracać do tego bloga i pęcznieć z dumy na widok swoich postępów...
Cóż począć, muszę w końcu się przemóc. Do końca tygodnia coś wrzucę, choćby miały to być trzy takty.

środa, 7 stycznia 2009

Jesus shall remain my gladness

Czyli angielskie tłumaczenie tutyłu utworu Bacha, który gra mi w głowie od poniedziałku. Skąd pomysł? Główny jego głos został wykorzystany w czołówce cyklu wykładów "The Structure and Interpratation of Computer Programs" panów Abelssona i Sussmana. Niestety, nagrania wykładów o których mówię ciężko mi teraz znaleźć (a prawdopodobnie zostały już usunięte), co nie zmienia faktu, że zarówno one jak i utwór są zarąbiste. Poniżej załączam przeróbkę w wersji japońsko-elektronicznej (swoją drogą - polecam poszukanie innych utworów omodaki).