wtorek, 28 kwietnia 2009

Burma Shave

Prace nad sonatą księżycową uległy zawieszeniu jakieś 2 tygodnie temu. Nie, żebym nie miał czesu, nie żebym nie ćwiczył. Po prostu ćwiczenie nic - NIC mi nie dawało. Okazało się, że złapałem się w dwie standardowe pułapki.

Pierwsza: wszystko naraz. W księżycowej współgrają trzy głosy: oktawki w basach, triole w prawej ręce i główny głos małymi paluszkami prawej. Za cholerę nie zapamięta się tego wszystkiego naraz. Analiza każdego głosu z osobna pozwala dostrzec jakieś wzory i - w konsekwencji - zapamiętać całość (a swoją drogą, docenić geniusz skubańca, który to napisał). Drugi błąd: po przeczytaniu taktu, albo dwóch, jedyne, na co człowiek ma ochotę jest nie patrzeć na to, a - niestety - dopiero po dwóch, trzech przeczytaniach nut, coś zapamiętuję.

Oczywiście, doskonale wiedziałem i o jednym i o drugim. Ale nadal musiałem uzyskać przekonanie, że to one właśnie powodują zastój (a to właśnie powiedziano mi na lekcji). Po kontynuowaniu ćwiczeń ze świadomością tych dwóch tendencji i nieustanną walką z samym sobą (ajaj, jak to patetycznie brzmi, ale faktycznie, to jest najbardziej męczące) w ciągu dwóch dni ruszyłem o półtora strony do przodu (przedtem zatrzymałem się na połowie pierwszej).

A w sprawie tytułu posta: Burma Shave jest marką pianki do golenia popularną swego czasu w stanach. Tym, co sprawiło, że jest obecna w popkulturze, jest jej wieloletnia kompania reklamowa. Reklamowano ją przy pomocy wierszy ustawianych po jednym wersie wzdłuż dróg. Mniej więcej tak jak tutaj. Kompania trwała kilkadziesiąt lat i doczekała się wielu naśladowców (w tym polityków - kompania tego typu nazywa się nawet Burma Shaving). Wiersze po jakimś czasie zaczęły namawiać do bezpiecznej jazdy, co jest już jakimś ewenementem w reklamach :)

W każdym razie: lata później kompania zainspirowała Toma Waitsa do napisania utworu pod właśnie takim tytułem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz